sobota, 31 sierpnia 2013

Front robót niezliczonych.


Pogoda stała się bardziej łaskawa, owadów rządnych krwi (przeklęte muchy końskie inne podobne) też jakby mniej co daje możliwość pracy w lesie. A jest co robić. Tegoroczne zapasy są zapewnione, ale na następną zimę prawie nie istnieją. Oczywiście dalej spora część lasu jest do przerzedzenia „na dwa lata temu”, dlatego surowca nie brakuje. Brakuje rąk do pracy, chociaż działając zgodnie z zasadą „połowa drzewa u mnie, połowa na eksport w ramach wynagrodzenia za pracę” i ten brak da się w pewien sposób zniwelować (co jest o tyle ważne, że drugą połowę dostaje rodzina).

Droga dojazdowa do gospodarstwa, chodź gminna, mogłaby służyć jako test podwozi czołgowych. I jak trafnym porównaniem mojego stosunku do tej drogi jest… instytucja pańszczyzny. Kiedyś kilka dni w roku chłopi musieli przeznaczać na budowę i remont dróg. I chociaż od tego czasu minęło kilkaset lat, kilka systemów władzy i kilka przesunięć granic, tutaj nie zmienia się nic. Całe szczęście pozostały po remoncie potężna góra tłuczonych dachówek idealnie pasujących do łatania dziur, a pozbywam się ich ogromną radością, bowiem ta góra jest dokładnie na środku obejścia…


Do tego dochodzą tu i ówdzie stare popękane doniczki (dziadek był leśnikiem, a przez pewien czas miał również kilka szklarni, ale nie tutaj na wsi), szkło, złom… dla podania skali podam, że napełnienie na ścisk kosza i jednego worka 110l samymi zniszczonymi doniczkami pozwolił na oczyszczenie około… 25-30 m2.

Jednak porządkowanie „pod chmurką” to jedna sprawa. Sprzątanie nie odwiedzanych od wielu lat pomieszczeń można nazwać przygodą samą w sobie, a wszystkie nadające się do użytku sprzęty natychmiast zostają włączone do obsługi rancza.

Tak oto odzyskana została maszynka do mielenia mięsa z godnym podziwu rozwiązaniem: silnik elektryczny jest połączony z maszynką poprzez skrzynię biegów od „komarka” (kto nie kojarzy – motoroweru). Obecnie służy do mielenia suchego chleba dla kur. Po oczyszczeniu i wymianie niektórych elementów do wędlin będzie jak znalazł.


Zastosowanie znalazła również sklepowa maszyna do mielenia ziaren kawy rodem z poprzedniego systemu. Idealnie nadaje się do mielenia kukurydzy, również dla drobiu.


Od dłuższego czasu do pracy został zaprzęgnięty „osioł”: czechosłowacki dwusuwowy diesel TZ. Maszyna kapryśna, powolna, akumulatora nie ładuje i zużywa spore ilości oleju. Ale jest zwrotny i jako jedyny jest w stanie wyciągać urobek z lasu.


A wciąż mówimy o rzeczach, które działają i które znalazły natychmiastowe zastosowanie. Cała lista „znalezisk” jest o wiele, wiele dłuższa. Czasem zastanawiam się, czy znajdę tutaj fragmenty komnaty bursztynowej.

Jakkolwiek ciekawie (albo i nie?) to brzmi, jednak nie napawa mnie to optymizmem. Całe te porządki trwają zdecydowanie dłużej, niż to zakładałem (drugi rok i kto wie ile jeszcze). Dodam, że tak naprawdę zmian na pierwszy rzut oka nie widać. Ale to dlatego, że do tej pory po prostu oczyszczałem pomieszczenia… aby robić selekcję i przenosić „nie-śmieci” z innych pomieszczeń. Brzmi jak syzyfowa praca, ale połowa pomieszczeń jest pusta i czeka na sortowanie drugiej części. Koniec końców śmieci będą wyrzucone, będę wiedział co tak naprawdę na ranczu się znajduje i połowa pomieszczeń, w tym spore magazynowe pomieszczenia będą puste.


A czas ucieka, człowiek robi się coraz bardziej zmęczony… ale tak to już jest. Robimy pewne rzeczy nie dlatego, że są łatwe, ale dlatego, że są trudne. Pozdrawiam.

Ps. O mały włos zapomniałem o bocianie. Pokołował i odleciał na, nie ma co ukrywać, na swoją ostatnią podróż. Dziękujemy gminie Syców, gminie Kobyla Góra, Policji w Sycowie, Straży Pożarnej w Sycowie za to, że „zrobiły” to, co potrafią najlepiej z pieniędzmi podatników. Dobrze wiedzieć, jak wysokiej klasy są to specjaliści.

8 komentarzy:

  1. Hi! You make good use of old machinary, and why not, if it's useful.
    Have a nice weekend, not too tiring I hope!

    OdpowiedzUsuń
  2. W Sycowie źle pokierowałam męża kierowcę i zabłądziliśmy w drodze do domu. Stąd pamiętam to miasto.
    A bociana żal. Władze nie robią nic zarówno z bocianami, jak i bezpańskimi psami. Bardzo ciężko jest zmobilizować jakiekolwiek służby do zabrania psa. Totalna "spychologia". Ach i Twoje archaiczne sprzęty. Żadnego w życiu nie widziałam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Najcięższym grzechem jest głupota, a następnym lenistwo...
    A boćka żal, jak każdego stworzenia, które mogłoby żyć, gdyby nie ludzie - jak powyżej.
    Taką maszynkę do mięsa poproszę, a młynek do kawy się przyda, jak wreszcie osiądę na wsi ;-)
    U mnie w domu nie wyrzuca się urządzeń dlatego, że są stare - są dobre tak długo, jak długo spełniają swoją rolę. Inna sprawa, że nowoczesne urządzenia psujne są niesamowicie, nie to co lodówka mojej cioci, która działa u niej od czterdziestu lat...
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń

  4. Szkoda boćka ale może po drodze zatrzymał się w takim miejsce w którym został zauważony i tam uzyskał jakąś pomoc...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nasz droga dojazdowa to również niezliczona ilość gruzu i starych potłuczonych cegieł, trochę też i dachówek, trochę i mniejszych kamieni polnych. Ale i tak z czasem gdzieś giną w czeluści ziemi. Powiatówka dawno nie równana, w stanie dość zdołowanym.

    Mój małżonek jest fanem różnych maszynek samoróbek, muszę mu pokazać tego posta. Mało, że skupuje na różnych złomach, klamociarniach itepe to jeszcze sam kombinuje i przysposabia, ale nie wiedzieć do czego. Ostatnio skonstruował wiatrak napędzany wiatrem oczywista, który wprawiał w ruch turbinę, która tłoczyła wodę - sik, sik. Wszyscy wokół nie mogli wyjść z podziwu "- Ale po co?" Może coś z tego kiedyś wykombinuje, nie wszystko musi być przydatne, komercyjne i "na sprzedaż".

    Każdego stworzenia żal.

    Wytrwałości w porządkowaniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pompa na wiatr... taki pomysł chodzi mi od dawna po głowie, nawet zastosowanie bym miał. Tylko takie majsterkowie ma w sobie pułapkę: WSZYSTKO może się kiedyś przydać, i potem człowiek ma tysiące rzeczy nie do wyrzucenia. Pozdrawiam.

      Usuń
  6. W Linbanie masowo strzelają do bocianów i innych ptaków wędrownych. Polacy "osiągnęli" podobny poziom znieczulicy. Potrafimy tylko strajkować, biadolić i niszczyć. Proponuję wysłać zdjęcie boćka - jako kartkę na święta bożego narodzenia do urzędników, którzy jak zwykle popisowo olali temat i życzyć im żeby dobro, które wokół siebie roztaczają, zawsze wrócało do nich z nawiązką!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Polacy "osiągnęli" podobny poziom znieczulicy." Nie ma niczego bardziej mylnego. Równasz aparat państwowy z pojedynczymi rodakami, co nawet jako "skrót myślowy" jest niegodziwe. Dodatkowo, nie uważam, że potrafimy tylko "biadolić i niszczyć", chociaż wielu w imię nowych porządków chciałoby tak pokazywać Polaków. Odnośnie Libanu i Afryki: Nie można zaprzeczyć faktu, że takie polowania odbywają się, jednak należy zauważyć, że bociany poza naszymi terenami są niesamowicie czujne i płochliwe, a fotografia bocianów w Afryce jest jednym ze "szczytów" fotografii przyrodniczej.

      Usuń