Korzystając z nieco mniej pogodnych dni z rzadka obdarowujących słonecznymi promieniami można pokusić się o małą inwentaryzaję dzikiego przedszkola.
Są kopciuszki.
Trzandle też są obecne.
I jakieś inne jeszcze niezidentyfikowane małe ptaszki.
Modraszka upatrzyła sobie budkę na środku podwórka.
Jest też młodociana karma dla młodocianych ptaków.
Dodatkowo, zakamuflowane lub niemożliwe do sfotografowania gniazda: kosa, drozda, mazurków, rudzika oraz strzyżyka. Wszystko nie dalej jak dziesięć metrów od domu.
ALE ALE ALE! W poprzedim roku nieobecne, do Lasu Mira powróciły młode... sarny! Widziałem je raz, ale byłem bez aparatu. Potem dłuuuga przerwa, za to pokazywała się sama koza. Założyłem więc, że koźlęta zjadł lis lub inny pies. Ale dzisiaj z daleka patrzę i widzę małą sylwetkę. Na lisa nie pasuje, na kota za wysokie. Padłem na ziemię jak długi i szkoda, że nie miałem aparatu. Kiedy tylko miałem okazję, wycofałem się nie wzbudzając ich uwagi.
Wracam zaraz z aparatem. Już późno, a na dodatek pochmurno i najciemnijeszy sektor lasu. Ale co tam, jak nie zrobię zdjęcia to przynajmniej zobaczę którą ścieżką idą to następnym razem będę miał przewagę. Ale szczęście mi dopisało. Jest koza, jest koźlak... ale to nie wszystko. JEST DRUGI!
Drugiego widać tylko ucho, tam gdzie koza powinna mieć tylną nogę.
Sarny najczęściej rodzą bliźniaki, ale szanse na przeżycie obu są dosyć niskie, chociaż dające nadzieję.
Pozdrawiam.
Podglądać nie ładnie, ale w tym wypadku wręcz należało. Coś pięknego.
OdpowiedzUsuńFajne zwierzęce dzieciaki. Podziwiam Twój zapał obserwatora.
OdpowiedzUsuńCiekawe rzeczy piszesz,bardzo mi się to podoba, nie mam takich wiadomości jak ty ale z przyjemnością czytam, pozdrawiam miło.
OdpowiedzUsuń