Jak przyjemnie podnieść kilka owoców które spadło z drzew – brzoskwinie czy jabłka. Potem, jak to w niedzielne południe, zasiąść przed domem z książką, mając pod ręką kawę oraz zawsze gotowy do użycia aparat. Od akapitu do akapitu używam go do utrwalenie radosnej zabawy jaką zasponsorowałem kaczkom. Jednak takie chwile spokoju to wielka rzadkość, to było ledwie parę dni w lecie. Niestety, takie dni trzeba brutalnie wyszarpać z codzienności… zresztą lato i tak się kończy.
Tak wygląda szczęśliwa kaczka:
Lato, mimo dobrego światła do fotografii nadaje się słabo – za dużo liści, za dużo owadów (i to nie komarów), zbyt gorąco aby w dzień coś się działo, zbyt wczesne poranki. Można narzekać w nieskończoność.
Ptaki które nie odlatują na zimę zaczynają podróżować w nieregularnych bandach. Jest to tzw. koczowanie. Zaczynają też opadać pojedyncze liście, jakoś tak zimno w ogóle się robi. Bocianów już dawno nie ma. Do jesieni brakuje jeszcze tylko rykowiska jeleni, które zacznie się lada dzień.
Idzie jesień – chmury, deszcz, liście. Zieleń i błękit ustąpi czerwieni i żółci. Ptaków jakby mniej, ale jednak więcej. Oczywiście sporo gatunków odlatuje, ale za to te co zostają coraz śmielej przylatują pod dom. Nawet nie zwróciłem uwagi, że przez całe lato nie było ani jednej sikorki bogatki – do czasu aż wczoraj je usłyszałem. No i czekam na spuszczenie wody w stawach… znowu tysiące ptaków przylecą, aby odpocząć i rzucić coś na dziób przed daleką podróżą. Będzie się działo.
Krótka, życiowa historyjka:
Kochane dzieci, mam do pytanie: Jakie kolory kojarzą się wam z lasem i wsią? Dzieci, widząc kolorowe obrazki pól, łąk, lasów przekrzykują się, radosne że mogą uczestniczyć w zabawie-konkurencji.: „Zielony od roślin! Żółty od zboża! Niebieski od nieba!”.
Kto tu jest niepoprawnym optymistą: Pani czy dzieci? A może oboje?
Moje codzienne barwy odstają nieco od tych podanych przez przedszkolne dzieci. Lekko zmieniając wypowiedziane kiedyś słowa, moje „kolory” wsi to: mokry od potu, czarny od błota, czerwony od krwi.
Pozdrawiam.
Pięknie... Przepadam za jesienią i choć preferuję tę "złotą" to i listopadowa szaruga- takie dżdżyste, chłodne dni mają swój urok. Oczywiście dopełnia go ciepły kąt, książka, jakieś wino lub grzaniec. Dawnymi...:) czasy taka aura często zdarzała się w Hubertusy, ale wtedy- choc zimno i mokro, rozgrzewała gonitwa za lisim ogonem oraz bigos czy grochówka, której nie znoszę, a wtedy wydawała mi się ambrozją...! :)
OdpowiedzUsuńPatrząc na Twoje zdjęcia domyślam się że takie sielskie widoki masz na wyciągnięcie ręki też bym tak chciała , choć wiem że nieraz za tym kryje się ciężka praca .
OdpowiedzUsuńPs Zainspirowałeś mnie biegusami no po zebraniu odpowiednich i niezbędnych informacji od dziś mam parkę :)
Pozdrawiam I.
Serdecznie zapraszam Cię do mnie http://przewodnikagroturystyka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńpo odbiór wyróżnienia :)
Pozdrawiam Ilona
Dzisiejsza wieś to już inne kolory. Trudno mi jednak je wymienić.
OdpowiedzUsuń