Niedziela nie zapowiadała się ciekawie. Człowiek zmęczony po tygodniu pracy (za którą nikt nie płaci), najchętniej zakopałby się w pierzynie i nie sięgał dalej niż na półkę z książkami. Coś jednak podpowiadało mi, że to ostatni dzień „suchej”, prawie bezśnieżnej zimy. Dalsze myślenie o szybko nadchodzącym człapaniu po kolana w błocie (ach ta wiosna) sprawiło, że jednak ruszyłem swoje cztery litery poza własne królestwo.
Kierunek – dawno nie odwiedzane stawy hodowlane. Nie spodziewałem się ogromnych stad ptaków, jak ostatnio. W sumie nie spodziewałem się niczego. I po części miałem rację. Powiedzmy, że było „niezwykle”.
Byłem totalnie zaskoczony, tym co spotkałem. Mroźne ale słoneczne i suche tygodnie zamieniły krajobraz w surrealistyczny sen. Piasek, dokładnie wysuszony na głębokość kilku centymetrów układał się w miniaturowe wydmy. Skały wystające ponad piasek to Ruda Darniowa – coś, przez bardzo długi czas stanowiło podstawę pozyskiwania żelaza w Europie. Rozłupując tą kruchą skałę, wygląda ona jak gąbka zrobiona z mocno skorodowanego złomu.
Dodając czerwony filtr, mógłbym napisać, że byłem na marsie (porównanie). Na planetę sprowadziły mnie nieco bardziej ziemskie znaleziska, jednak na tyle obce, aby nie spotykać się z nimi na co dzień.
Pierwsza rzecz to ślady. Zatarte nieco przez hulający wiatr. Wiele zatartych już poza możliwością rozpoznania. Ale na pewno był biegnący zając.
Druga to odsłonięte drewno, osiadłe od wielu lat na dnie. Na co dzień możemy je oglądać w akwariach. Czasami całe pniaki z korzeniami, czasami same kłody. Ale nie te były najciekawsze, chodź dalej piękne.
Kiedy woda opadała, pozostawiła za sobą niewielkie koryto rzeczne. Idąc tą zwierzęcą autostradą (sądząc po śladach), z ziemi wyłoniły się resztki starej konstrukcji. Nie znam się na budownictwie wodnym, ale podwójny układ belek mogę porównać do śluzy, albo jakiejś zapory. Znalezisko jest ustawione idealnie pomiędzy dwoma wysepkami, co pozwala zakładać, że tam był pierwotny staw, który później poszerzano.
Poniżej: Jedna z zapór, kilka metrów dalej znajdowała się druga, identyczna
Ale co dalej pisać. Poza przechodzącym bardzo daleko lisem, nie było żadnych zwierząt. Ot zwyczajnie, jak to na pustyni.
Jak się okazuje, wcale nie trzeba pół świata objechać aby cudów się naoglądać. Pozdrawiam.
Ps. Oglądając post, mam wrażenie, że zdjęcia są trochę monotonne, nieciekawe. Jeżeli tak jest, to znaczy, że nie oddają nawet 10% uroku tego miejsca. Miejsca, do stworzenia którego trzeba nie byle jakiej zimy, pogody i warunków. Jak często można powiedzieć, że spacerowało się po dnie stawu?
zdjęcia bardzo ciekawe! a te elementy konstrukcyjne - no, no, kto wie? może to drugi Biskupin;). Gród został odkryty w podobny sposób - na jeziorze obniżył się poziom wody i zaczęły wystawać drewniane elementy konstrukcyjne.
OdpowiedzUsuńA te stawy hodowlane - rejon Milicza?
beautiful views, really...
OdpowiedzUsuńA z tym drugim Biskupinem to fajna sprawa. Gdzieś przez ten teren przebiegał słynny szlak bursztynowy, w muzeum nawet kilka rzymskich monet i bursztyn jest. Nie ma o samym Sycowie wzmianek, ale ukształtowanie terenu sprawia, że za tamtych czasów wszędzie był podmokły las, a Syców był jedynym racjonalnym przejazdem, następnym był właśnie Milicz.
OdpowiedzUsuńthanks:) I'm from Germany,a love Poland:)
OdpowiedzUsuńI
Usuńhmmm,żeby aż tak fascynujący był wyschnięty staw? eee
OdpowiedzUsuńmnie tam się podoba... chciałabym też tak.
OdpowiedzUsuńThankyou for your visit to my blog.On the contrary I found your story and pics,anything but bland.It's very interesting to find things that have been covered by earth or water for centuries.
Usuńtzn. zdjęcia mi się podobają, i chodzenie po stawie pobudza wyobraźnię, i komentarz fajny. Ale wyłącz weryfikację obrazkową, bo ostatnio się rozbudowała i zniechęca do komentowania!
OdpowiedzUsuń@megimoher
OdpowiedzUsuńJuż zmienione, dzięki za wiadomość. Nawet nie wiedziałem o zmianach.