poniedziałek, 21 grudnia 2015

Zdradliwa wena...

Wiem, wiem - dawno mnie nie było. Odnośnie tego polecam wsłuchać się w tego klasyka. Bardzo dobrze oddaje moją "niemoc".










Ale nie bójcie się - powrócę.

piątek, 6 listopada 2015

Jeszcze nie umarłem...

Trochę zaniedbuję bloga. Ale co zrobić? Czasu mało a zdjęć ciekawych nie za wiele.




Pozdrawiam, niedługo coś napiszę.

poniedziałek, 5 października 2015

Przedjesienny szczyt.


Jak ten czas leci…

                Nie byłem na wielu plenerach chociaż to właśnie wrzesień/październik to zdecydowanie najlepszy okres na „bliskie spotkania”.  Dlatego przynoszę dosyć monotonne zdjęcia – ledwie dwa tematy, ale za to całkiem udane – lis i bielik.



Jesień, już pierwsze przymrozki za nami. Jesień moim zdaniem absolutnie najpiękniejsza pora roku. Każde urodzone w tym roku zwierzę dorosło do względnej samodzielności, a jesień i zima są ostatecznym testem weryfikujących zdolności każdego organizmu. Był czas na rozrost, teraz przyszedł czas na redukcję. Jest w tym trochę prawdziwego, „zielonego” piękna – to właśnie ta bezduszna i okrutna selekcja pozwala na stworzenie tylu niezwykle pięknych stworzeń. Mnogości i złożoności form życia na naszej planecie.



Chciałbym pisać więcej i w bogatszy sposób. Poszukuję inspiracji w opowiadaniach łowieckich, rozmyślaniach o lesie spisanych przez innych. Niestety czas to straszne stworzenie. Przepraszam za to. Chciałbym napisać wam czym jest dla mnie las. I chociaż wielokrotnie to tematu się zabierałem, to za każdym razem wstęp wydawał się być dla mnie… nieodpowiedni – zwłaszcza, że muszę do niego zebrać odpowiednie zdjęcia.


Co roku powraca temat psów kłusujących na polach… smutny to widok. Niestety rozwiązanie tego problemu służy w zasadzie (poza zwierzyną) tylko myśliwym, więc temat jest niemedialny. Aż szkoda pisać.



                Czas… ciągle za mało czasu. Pozdrawiam.

wtorek, 29 września 2015

piątek, 4 września 2015

Małe rzeczy, wielka strata.


                Któregoś dnia uświadomiłem sobie, że przebywając już tyle czasu w dzikiej przyrodzie i szeroko rozumianej wsi przestałem zachwycać się tymi małymi, nieuchwytnymi zdarzeniami które na początku tak mnie zauroczyły. Są to rzeczy, które „mieszczucha” zachwycają, bo nie widział ich nigdy… a dla mnie są może nie codziennością, ale widziałem je już dziesiątki albo setki razy i przez to ich urok nieco przygasł.


                Klangor żurawi budzący o wschodzie słońca. Podejście do sarny na dziesięć metrów. Znalezienie kolejnego śladu żerowania drapieżnika. Gonitwy wiewiórek na drzewie. Droga mleczna widoczna nocą. Podniebne tańce ptaków drapieżnych. Tumany kurzu o zachodzie słońca wzbijane przez maszyny rolnicze. Dokarmianie młodych ptaków przez ich rodziców. Tak można ciągnąć całą ogromną listę...



Nie da się ukryć – bogactwo przyrody rozpuściło mnie i to się mści na zdjęciach. Coraz rzadziej podnoszę aparat to takich ujęć. Nawet nie zrobiłem w tym roku jednego zdjęcia wiewiórki, chociaż od tygodni podkradają mi orzechy parę metrów od drzwi wejściowych. Muszę się za nie zabrać w końcu.


Ale mamy już wrzesień. Po okresie wychowywania młodych, pierzenia i chwili odpoczynku ptaki zabierają się za wędrówki, a młode „nieobyte” jeszcze w świecie stanowią (niewiele, ale jednak) łatwiejszy łup dla obiektywu.


Wędrówki to także zwiększona szansa na spotkanie rzadszych gatunków. Jako zdjęcie dokumentacyjne daje wam rybołowa, ptaka w Polsce o wiele, wiele (około 20 razy licząc pary gniazdowe, jeszcze więcej licząc na sztuki!) rzadszego niż bielik.


Trafiły się też czarne bociany – szczęśliwa siódemka. Wielka szkoda, że warunki były katastrofalne.


Jesień idzie wielkimi krokami. A na koniec moja prywatna sarna złapana na gorącym uczynku - podżerała mi dynie ;)


Pozdrawiam.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Sarni bzik.


                Kto od czasu do czasu do mnie zagląda i czyta to wie, że jest jedno zwierzę, które szczególnie często uwieczniam na swoich zdjęciach – pełną wdzięku sarnę. Sarna, pomimo swej pospolitości szczerze fascynuje mnie. Gdybym maił pisać prace naukowe z leśnictwa, napisałbym o sarnie. Gdybym miał zrobić album fotograficzny o jednym gatunku, byłaby to sarna. Kiedy któregoś dnia zostanę myśliwym, sarna będzie moim głównym obiektem zainteresowania – i opieki, i odstrzału.



                Miejsce którym mieszkam – Południowa Wielkopolska – jest pod względem sarny szczególne. Bowiem tutaj znajduje się największa populacja sarny polnej. O sarnie tego ekotypu z pewnością kiedyś napiszę osobny artykuł. Bo co nie jest oczywiste, sarna wykazuje niemałą zmienność w behawiorze (zachowaniu) i budowie na terenie kraju.



                Wspomniałem o albumie fotograficznym. Ktoś może powiedzieć: „Sarny jest tyle i tak łatwa do sfotografowania, że to żadna sztuka”. I tu właśnie taka osoba się myli. Z zasady: im łatwiejsze do sfotografowania zwierzę, tym ambitniejszy i trudniejszy projekt. Trzeba bowiem pokazać ją (już mówiąc o sarnie) w sposób mistrzowski, ukazujący coś nowego i pięknego – jak nikt jeszcze tego nie zrobił.



                Wielu ludzi mówi i pisze, że robię dobre zdjęcia. Ale takie „pstrykanie do kotleta” jakie uskuteczniam to zupełnie inna para kaloszy niż profesjonalne opracowywanie tematu. Przykładowo: brakuje mi chociaż „znośnych” zdjęć zimowych, pojedynków kozłów, wykocenia kozy itd. W skrócie – tych zdjęć, które pokazują życie prywatne saren a którym trzeba poświęcić całe tygodnie i miesiące w terenie. Taka właśnie jest różnica pomiędzy amatorami a profesjonalistami… chciałbym żyć z takiej fotografii.




Pozdrawiam


Ps. Miało być już tydzień temu, ale złapał mnie wyjazd itp. Obecnie muszę dzielić czas pomiędzy swój las, staż łowiecki (niedawno zaczęty), związek strzelecki (kraju trzeba bronić) i fotografię. Boję się, że staram się „zjeść” zbyt wiele na raz. Ale jak to od dziecka rodzice mi wmawiają: „Człowiek inteligentny nigdy się nie nudzi” (dobra metoda wychowawcza).


Ps2. Niewiele zdjęć tym razem. Miałem wczoraj robić ale zaczął padać deszcz - co ucieszyło mnie bardziej niż najlepsze zdjęcie.

czwartek, 23 lipca 2015

Co tam w w lesie słychać?


Niedawno zostałem zapytany jak wyglądają sprawy w moim lesie. Dobrym pomysłem zatem będzie napisać kilka słów o rzeczach jakie działy się u mnie ostatnimi czasy.



Na początku zakładałem, że cała modernizacja rancza aby przyjąć jakichkolwiek gości potrwa maksymalnie 2-3 lata. Mija piąty rok, i kto wie ile jeszcze? Jak to mówią: „Jeżeli coś jest warte zrobienia, trzeba to zrobić jak należy.” Co jest najgorsze to fakt, że bardziej niż pieniędzy (chociaż krytycznie ważne i zawsze za mało) to o wiele większym problemem są "roboczogodziny" - po prostu brak rąk do fizycznej pracy. Jak to kabaret Kociuba śpiewał: " I ja waść, i Ty waść, a kto będzie świnie paść?"



Kłosy w polach się chylą, znak zbliżających się żniw. Wydarzenie wiele zmieniające w krajobrazie. A że mój (gęsty i wielopiętrowy) las z trzech storn otaczają pola, jest on dla zwierzyny doskonałą ostoją. Nie jest więc dużym zaskoczeniem, że dwa doskonałej jakości kozły (samce sarny) często się o niego spierają. Oba sfotografowałem i pokazuję. Moim faworytem jest mocny widlak (dwie odnogi na porożu), jego oponentem jest szóstak (trzy odnogi na porożu). Dodam tylko, że ten szóstak jest absolutnie najpiękniejszym jakiego miałem okazję sfotografować  - i jest dla mnie nagrodą samą w sobie, że taki chce zamieszkać w lesie który mam pod swoją opieką.




W tym roku zagospodarowałem też ostatnią „wolną” przestrzeń w gospodarstwie – przerwy między rzędami drzew derenia. Oczywiście ziemia pozostająca kawałek czasu jako nieużytek wymaga odpowiedniego przygotowania. Został wysiany poplon złożony głównie ze: słonecznika, gorczycy, facelii. Poprawia on jakość ziemi, a głównym jego zadaniem jest przygotowanie ziemi na następny rok, kiedy będzie można w tym miejscu stosować klasyczną uprawę.



Poplon daje również wymierne korzyści dla lokalnego środowiska – nad kwiatami przelatują całe ławice różnokolorowych owadów, motyli, pszczół… i polujących na nie ptaków. Dodatkowo słonecznik będzie stanowił bazę żerową dla ptaków podczas jesieni i zimy. Niestety nie da się długo napawać tym widokiem – z gęstego i suchego lasu wylatuje ta mniej lubiana przeze mnie grupa owadów. Mam na myśli te, które chcą zjeść Cię żywcem.



Nie brakowało oczywiście sadzenia następnych drzew, które nie ucierpiały od suszy tak mocno jak się obawiałem – sukces w 70-80%. Problemem dalej pozostaje zgryzanie młodych drzewek przez jeleniowate – straty w jodle wynoszą jak co roku… 90-100%. Jakoś sobie radzą te jodły, ale ciężko patrzeć na dwudziestocentymetrowe drzewka ze świadomością, że mają po 10-15 lat.



Miałem też napisać o pięknej „dyskusji”, w której na każdy argument merytoryczny na temat łowiectwa osoba która pozjadała wszystkim rozumy krzyczała „mordercy”. Ale nie będę drążył tematu bo to klasycznie „kopanie się z koniem”. Całe szczęście nauka i obserwacje, a nie czyjeś widzimisię steruje tą częścią gospodarowania przyrodą.



A tymczasem wracam do pracy w lesie. Końca nie widać...


Pozdrawiam serdecznie.


Ps. Dodawanie postów z samymi zdjęciami bez opisu wciąga okrutnie. Muszę przyznać, że stanowi duże zagrożenie dla jakości bloga.