poniedziałek, 1 lutego 2016

... i po styczniu.


                Pogoda niestety nie rozpieszcza, a styczeń to dla fotograficzny mnie sezon ogórkowy. Całe szczęście nie pada cały czas, przez co można względnie spokojnie pracować w lesie.



Połowa stycznia wyznacza też koniec sezonu łowieckiego. Ma to związek z końcem sezonu na kozy (samice sarny), bowiem właśnie dopiero teraz rozpoczyna się rozwój zarodka. Co nie jest powszechnie znane, sarna przechodzi tzw. ciążę przedłużoną. To znaczy, że w bardzo wczesnym etapie rozwój zarodka jest zatrzymany, aby młode mogły przyjść na świat w terminie innym, niż środek zimy. Ktoś może zapytać: „Jak wczesny etap?” Odpowiadam: Bardzo wczesny. Wymowny jest fakt, że jeszcze nie tak dawno uważano, że letnia ruja jest urojona, a prawdziwa odbywa się zimą – mimo wielu badań i sekcji nie znajdowano mikroskopijnej blastuli.



                Zima, niby jest, ale słaba i bardzo okresowa. Ma to swoje przełożenie na występowanie ptaków – żurawie i gęsi na niebie nie są niczym specjalnym. Pozostaje tylko czekać na przeloty wiosenne – mój ulubiony „ptasi” okres.


                Z wieści karmnikowych: Leśny karmnik jest w ogromnej części zdominowany przez – z czego się cieszę – sikorki czubatki.


                I tak oto ucieka ten nieszczęsny styczeń. Luty będzie o wiele lepszy, ponieważ już teraz przelatujące nad moim lasem gęsi można liczyć w setkach.


                Pozdrawiam.