czwartek, 28 czerwca 2012

Wypełniacz plenerowy na życzenie


Ostatnio poprosiliście, abym pokazał trochę "widoków" z rancza. Jako człowiek nie łatwo ulegający prośbom (liczba mnoga celownika, aż musiałem sprawdzić czy to jest poprawnie zapisane), wysłucham was tylko w połowie. Oto zdjęcia nie z rancza, ale z jego okolic.


Mam nadzieję, że nie nadwyrężam waszego zaufania i własnej wiarygodności pokazując zdjęcia spoza własnych włości. Musiałbym mocno ograniczyć dodawanie materiału foto jeżeli miałbym się zamknąć w moich kilku hektarach. Jednocześnie zaznaczam, że wszystkie zdjęcia były robione w odległości nie większej, a często o wiele bliższej, niż parę godzin twardego marszu (nie umiem powoli spacerować) od Lasu Mira.


O ile nie jest to wyraźnie zaznaczone (jak w przypadku Szwecji rok temu) z takiego terenu były, są i będą publikowane zdjęcia. Jednak aby zachować równowagę, kiedy będę pokazywał podobne "szerokie" widoki i będzie to na ranczu, zaznaczę to wyraźnie.


Obiecuję, że następny post tego typu będzie miał walory chociaż troszkę edukacyjne i będzie z rancza.



Ps. "Prawdziwy" post jeszcze w ten weekend.
Ps2. Wszystkie pory roku. Dlatego, że: robię beznadziejne panoramy, a na dodatek za każdym razem muszę zmieniać obiektyw... dlatego bardzo rzadko je robię.


Pozdrawiam.

czwartek, 21 czerwca 2012

Korona z nieba, herosi... takie tam

Skoro mamy pierwszy dzień lata, to zacnym by było napisać coś o niebie. Dzisiaj na tapetę idą następne dwa gwiazdozbiory: Piękna Korona Północy oraz najsławniejszy heros wszechczasów czyli Herkules.

Oba gwiazdozbiory mogą być na początku problematyczne do znalezienia. Korona jest mała, Herkules nie ma bardzo jasnych gwiazd, a obie konstelacje podróżują z dala od gwiazdy północnej, przez co szybko zmieniają pozycje w ciągu nocy. Musimy znaleźć najpierw Koronę, bowiem o ile ją już znajdziemy, może służyć za punkt odniesienia do następnych gwiazdozbiorów. A kiedy raz znajdziemy koronę, nie będziemy mieli problemu z natychmiastowym jej zauważeniem w przyszłości. Zatem ruszamy, po nitce do kłębka (bardzo dobre określenie jak dalej przeczytamy).


                Wróćmy do Wielkiego Wozu, każdy potrafi go odnaleźć. Weźmiemy pierwszą i ostatnią gwiazdę "dyszla". I polecimy po jego prostej na dwie odległości, jesteśmy w samym centrum Korony. Nie da jej się nie zauważyć, gdyż jest to bardzo jasne i charakterystyczne „U” na niebie.


                Co mówi nam mitologia o Koronie? Należy ona do Ariadny, co może brzmieć znajomo? Tak, to ta Ariadna która podarowała Tezeuszowi słynną nić, aby ten nie zabłądził w labiryncie Minotaura. Ariadnie przepowiedziano kiedyś, że poślubi boga. W nie do końca jasnych okolicznościach Tezeusz zostawił ją na wyspie Naksos. Najbardziej prawdopodobną wersją jest, że na tej wyspie Tezeuszowi ukazał się Dionizos który powiedział mu o przepowiedni. Pozostawiona tak księżniczka (była córką Minosa) została pozostawiona na pastwę Dionizosowi. Mimo, że był to Bóg winorośli a przede wszystkim wina, Dionizos jako zaprawiony imprezowicz posiadał klasę. Poprosił Ariadnę o rękę, jednak ta nie wierząc w jego boskość kazała mu to udowodnić. Zatem poleciał on do Wenus aby przygotowała przepiękną koronę jako prezent ślubny. Kiedy prośba zastała spełniona, Ariadna wreszcie przyjęła oświadczyny. Uradowany Dionizos był tak bardzo szczęśliwy, że podrzucił koronę tak wysoko, że została ona na niebie… na zawsze. Swoją drogą, wyobrażacie sobie drogie damy, aby po przyjęciu oświadczyn ktoś wyrzucił wasz pierścionek?


                Kiedy znajdziemy koronę, w sąsiedztwie mimowolnie wypatrzymy gwiazdy układające się w kształt bliski kwadratowi. Od każdej z czterech gwiazd odchodzą kończyny. To właśnie jest Herkules. Wybaczcie, ale pisać o jego przygodach nie będę, bo te historie zna każde dziecko.

Pozdrawiam.

Ps. Różne źródła różnie rysują Herkulesa. Dla porównania daje źródło książkowe, a dla innego układu zapraszam na wikipedię.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Widziałem Króla

Mogę wykreślić kolejną pozycję z listy rzeczy jaką chcę zobaczyć przed śmiercią. Piękny, słoneczny dzień, lekki wiatr. Moim głównym celem było znalezienie jakiegokolwiek węża, bo te zawsze jakoś mnie unikały. Nawet znalazłem, ale wyniki były beznadziejne. Albo zdjęcia z zasłoniętą głową, albo uciekały zanim je zauważyłem. Miałem oznaczony „punkt kontrolny” który zapowiadał się obiecująco, a po którym miałem zmienić kierunek i wielkim łukiem wracać do domu. Ale dochodząc do rozwidlenia pomyślałem sobie, że przejdę małym objazdem (powodu nie podam bo nie będę sprzedawał patentów na podchodzenie zwierzyny, wiem jestem zły). Idąc stwierdziłem, że coś nie jest tak jak być powinno. Cicho i bardzo spokojnie, aż nieswojo. Coś wisiało w powietrzu.


Potężna brzoza zatrzeszczała, że aż instynktownie przygotowałem się do skoku aby uniknąć lecącej z góry gałęzi. Ale nie leciała w moją stronę, to nawet nie była gałąź. Za to leciał on, Król Polski. Największy ptak drapieżny naszej części globu. Symbol naszego kraju od przeszło tysiąca lat. Wiele tytułów i godności ma ten kolos, a wszystko zamyka się w jednym słowie: Bielik.


Ptaki te znane też są ze swojej wierności. Monogamiczne pary rok po roku (a żyją do 40 lat) wspólnie wyprowadzają lęg, aż śmierć ich nie rozłączy. W Polsce żyje optymistycznie biorąc około 800 par, co na tle 2400 par w Europie jest oczywiście najlepszym wynikiem.


Najważniejsze! Tragicznym błędem jest traktowanie go jako orła. Bielik jest z punktu widzenia systematyki myszołowem. Dlatego umówmy się, że słowa „orzeł bielik” możemy użyć w jednym zdaniu wyłącznie, jeżeli to zdanie to: „Bielik nie jest orłem”.

Pozdrawiam.

sobota, 16 czerwca 2012

"Dziura" to po ptasiemu "dom"

Dziuple nie są tak oczywistym terminem, jak się wydaje. Dla przykładu dla leśnika jest to wada drewna, bez klasyfikacji na pochodzenie czy kształt. Poruszę kiedyś ten temat. Ale teraz omówimy czym są dziuple we wszystkim dobrze znanym „ptasim” sensie.


Dziuple są bardzo specyficznym rodzajem gniazda. Spośród wszystkich rodzajów te są najbezpieczniejsze. Oczywiście dalej są podatne na ataki ssaków takich jak kuna ale np. takie sroki już dostępu praktycznie do niej nie mają. Tak zabezpieczone pisklaki mogą pozostawać przez dłuższy czas same, co ułatwia zadanie rodzicom (i na pewno zapewnia jakiś komfort). Oczywiście jest to ryzykowna gra, gdyż dziupli nigdy nie jest wiele, a znalezienie i obrona odpowiedniej to nie lada wyczyn. W Polsce jest około 35 gatunków które żyją wyłącznie w dziuplach. O wiele więcej jest takich które żyją w skrzynkach lęgowych, ale wolą dziuple. A większość nawet nie gniazdujących zazwyczaj w dziuplach ptaków (kaczka krzyżówka, rudzik) założy w nich  gniazdo, o ile jest ich nadmiar.


Przez tak specyficzne początkowe środowisko rozwoju, ptaki które gniazdują wyłącznie w dziuplach mogą ten „pisklaczy” wiek przeżyć trochę inaczej niż gatunki gniazdujące w klasycznych gniazdach z gałązek i traw. Ptaki te mogą sobie pozwolić na dłuższy czas rozwoju. Po wykluciu sporo dziuplaków wylatuje nie po dwóch, ale po trzech tygodniach (np. szpaki). Oczywiście budowniczy dziupli – dzięcioły – są rekordzistami. Mogą pozostawać w dziuplach nawet miesiąc.


Często możemy spotkać dziuple umieszczone pod wyrastającą z drzewa hubą. Wydawać by się mogło, że powstaje ta dziupla tak, aby grzyb zapewniał zadaszenie i bronił przed zalaniem w czasie deszczu. Jednak po badaniach uważa się, że powód jest zupełnie inny. Huba oznacza, że drzewo w dokładnie tym miejscu jest po prostu spróchniałe. Dzięcioły zdecydowanie wolą dłubać w tak zmiękczonym drewnie, a zwłaszcza, że większa jest też szansa na robaki.


                Dziuple będąc wykute w często jeszcze żywym drzewie jest o wiele zimniejsze i wilgotniejsze nisz nasze "budki". Poza preferencjami gatunkowymi, ma to jeszcze jedno znaczenie. Takie warunki zapewniają rozkład nagromadzonych liści, mchów czy piór. Tego skrzynki lęgowe nie posiadają, dlatego zawsze należy co roku wyrzucać z nich (oczywiście po sezonie lęgowym np. zimą) nagromadzone „śmieci”.


Pozdrawiam.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Inwazja dzikiej młodzieży

Korzystając z nieco mniej pogodnych dni z rzadka obdarowujących słonecznymi promieniami można pokusić się o małą inwentaryzaję dzikiego przedszkola.

Są kopciuszki.


Trzandle też są obecne.


I jakieś inne jeszcze niezidentyfikowane małe ptaszki.


Modraszka upatrzyła sobie budkę na środku podwórka.


Jest też młodociana karma dla młodocianych ptaków.


Dodatkowo, zakamuflowane lub niemożliwe do sfotografowania gniazda: kosa, drozda, mazurków, rudzika oraz strzyżyka. Wszystko nie dalej jak dziesięć metrów od domu.

ALE ALE ALE! W poprzedim roku nieobecne, do Lasu Mira powróciły młode... sarny! Widziałem je raz, ale byłem bez aparatu. Potem dłuuuga przerwa, za to pokazywała się sama koza. Założyłem więc, że koźlęta zjadł lis lub inny pies. Ale dzisiaj z daleka patrzę i widzę małą sylwetkę. Na lisa nie pasuje, na kota za wysokie. Padłem na ziemię jak długi i szkoda, że nie miałem aparatu. Kiedy tylko miałem okazję, wycofałem się nie wzbudzając ich uwagi.

Wracam zaraz z aparatem. Już późno, a na dodatek pochmurno i najciemnijeszy sektor lasu. Ale co tam, jak nie zrobię zdjęcia to przynajmniej zobaczę którą ścieżką idą to następnym razem będę miał przewagę. Ale szczęście mi dopisało. Jest koza, jest koźlak... ale to nie wszystko. JEST DRUGI!

Drugiego widać tylko ucho, tam gdzie koza powinna mieć tylną nogę.


Sarny najczęściej rodzą bliźniaki, ale szanse na przeżycie obu są dosyć niskie, chociaż dające nadzieję.

Pozdrawiam.

sobota, 9 czerwca 2012

Pióra lecą, krew popłynie.

Każdy kto ma okazję przejść się przejść się po stawach (również w miastach), zobaczy bez większych problemów malutkie kaczątka płynące całym stadem za swoją matką. Znaczy to tyle, że wszystkie karty rozdane na ten sezon, a kaczory mogą odpocząć. Co nie jest szeroko znanym faktem, kaczory krzyżówek nie są kolorowe cały rok. Właśnie teraz mamy okazję zobaczyć całkowite pierzenie tychże. Co to znaczy pisać chyba nie muszę, ale należy zaznaczyć, że teraz należy nie straszyć i nie ganiać kaczorów. W tym okresie nie są w stanie latać!




Te, w miejskim parku dały się sfotografować, ale należy zaznaczyć, że w stanie dzikim kaczory zazwyczaj ukrywają się gdzie mogą. Ale cała kacza szarówka nie potrwa długo bo już w październiku, po częściowym pierzeniu powrócą piękne, błyszczące i kolorowe.


Kiedy już nie będzie resztek piór, kaczki rozpoznaje się po kolorze dzioba. Kaczory mają jednorodny żółty kolor. Poniżej, od lewej: Kaczor, kaczka, kaczor, kaczor (jeszcze ledwo widać pióra na głowie oraz dziób).


A teraz trochę polityki.

Ps. Przeczytałem informację, że Rosjanie nie tylko dostali pozwolenie na marsz. Ale jak! Godzina i tor jest utajniona, a ponieważ jest to niezgodne z ustawą co zrobili rządzący? Nie zarejestrowali tego jako zgromadzenie publiczne! Myślę, że te fakty demonstrują jaki szacunek do prawa, obywateli i zwykłego dobrego smaku mają władze. Uważam zatem za kompletnie słuszne i prawomocne, a wręcz wskazane, aby rodacy bez rejestracji organizowali dowolne demonstracje i zgromadzenia.

Ps2. Merkel ostatnio stwierdziła w przemówieniu, że celem unii jest nie tylko unia monetarna i budżetowa. Ostatecznie unia ma być też pełną unią polityczną. Uważam to za potężny sygnał do najszybszego opuszczenia tego tworu. Nawet nie wyobrażam sobie dożyć takiego dnia, w którym spojrzę na mapę polityczną świata i nie będzie Polski, za to będzie tylko UE.

EDIT: Ponieważ ludzie nie potrafią czytać ze zrozumieniem, napiszę wam krótkie objaśnienie. Nie jestem rusofobem, żydem, PiSowcem, Fanatycznym Katolikiem itp. Moje pojedyncze wtrącenie na temat polityki ma za zadanie podkreślić jak wielka przepaść dzieli klasę polityczną od społeczeństwa. Jeżeli ktoś się nie zgadza i twierdzi, że uczciwe jest traktowanie gości powyżej gospodarzy oraz woli Unię niż Państwa Narodowe... nie zmuszam do czytania.


Pozdrawiam.

piątek, 8 czerwca 2012

Rudzik - Puszysty Diabeł

Rudzik zwyczajny – Erithatus rebecula


Rudziki lubią młode lasy mieszane i liściaste – czyli dokładnie takie jakie u siebie mam. Lubi też duże ogrody czy parki. A i bym zapomniał… lubią też moje zabudowania. We wcześniejszym poście możecie zobaczyć jak utknął u mnie w jednej z szop. Niedawno miałem drugie, o wiele bardziej uciążliwe starcie. Znalazł się (pomijam jak) w domu. Okno otwarte szeroko jak się da i liczę na współpracę, ale takie sprawy nigdy nie są łatwe. Diabeł z absolutną precyzją wlatywał za szafy, jedna po drugiej. Po zagonieniu w róg, osaczony i upokorzony, został złapany. Wrzasku narobił, pogryzł mnie i został wypuszczony. Jedyna zaleta to to, że można było przy okazji posprzątać za szafami.


Rudziki są mięsożerne, tak długo jak się da. To znaczy tyle, że póki owadów, dżdżownic, ślimaków i pająków jest pod dostatkiem, będzie ich szukać. Ostatecznie, z braku innego pożywienia będzie uciekać się do jagód i innych owoców.

Absolutnie nie spodziewałem się, ale rudziki budują gniazda… na ziemi. Jednak należy zaznaczyć, że  rzadko, ale korzysta też z budek lęgowych. Zawsze dobrze schowane, gniazdo ma zaledwie 9 cm średnicy i wysokość 5 cm. Lęgi przeprowadza dwa razy do roku – na przełomie kwietnia i maja, oraz na przełomie czerwca i lipca. Jaja, w ilości pięciu do sześciu są pokryte czerwonobrunatnymi plamkami. Po złożeniu ostatniego jaja samica wysiaduje je sama, a w tym czasie samiec wiernie dostarcza jej pożywienie (czy tak nie powinno być?). Jak pisałem, większość ptaków przestrzega zasadę „dwa na dwa” i rudzik nie jest wyjątkiem. Po dwóch tygodniach wysiadywania i dwóch tygodniach gniazdowania, ptaki wylatują z gniazda. Młode nie opuszczają okolic gniazda jeszcze przez następne dwa tygodnie. I kiedy w tym czasie samica rozpoczyna następny lęg, samiec dokarmia i troszczy się o poprzedni (czy tak nie powinno być?).


Rudziki są ptakami migrującymi ale nie jest to taki oczywiste. Tego ptaka nie powinno być u nas w lutym, ale skoro go widziałem to możliwości są dwie. Jedna to ocieplenie klimatu, które jak wcześniej opisywałem widać po występowaniu różnych gatunków ptaków. Druga możliwość to widziałem imigranta, ale z regionów Skandynawii.


Pozdrawiam.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Ruiny, ale wciąż piękne.


Obiecałem (już cztery miesiące temu…) Megi, że jak będę miał materiał to napiszę coś o zabytkach jakie można tu znaleźć. Zacznę zatem od najbliższego (2km), największego i najciekawszego. Jeżeli wyjdę na skraj swojego lasu, na linii drzewa-niebo rysuje się nieregularny, prostokątny kształt. Cóż to może być?


Aby wiedzieć dlaczego ta ruina tu stoi należy naprawdę zrozumieć historię tych ziem. Kiedy całe niemieckie ziemie podlegały administracji, Syców był wolnym państwem stanowym. Oznaczało to tyle, że pan tych ziem podlegał bezpośrednio cesarzowi. Dawało to większą swobodę na własnym terenie oraz tytuł Wolnego Pana Sycowa. Od drugiej połowy osiemnastego wieku panowanie objęła rodzina Biron von Curland. Przez większość historii połowa mieszkańców to byli Polacy, połowa Niemcy. Germanizacja tych ziem była dosyć ciekawa. Urzędnicy cesarscy mogli zażądać od władcy działań na tym polu. W zależności od władcy germanizacja była pełna, często tylko częściowa, a czasami szczątkowa, co doprowadzało urzędników cesarskich do wściekłości. Jednak dzięki innowacyjnemu i rozsądnemu zarządzaniu, bardzo dobrych stosunków z dworem cesarskim oraz świadomości, że germanizacja powoduje tylko tworzenie polskich działaczy niepodległościowych książę Calixt Biron von Curland zarzucił walkę. Co więcej, będąc wtedy zadziwiającym wyjątkiem, jego zarządcy i otoczenie to byli prawie wyłącznie Polacy. Było to wtedy bardzo kontrowersyjne, bowiem walka z polskością była bardzo intensywna.


Będąc odległym zakątkiem Dolnego Śląska, Syców ściągał do siebie wielkich ówczesnego świata, gdzie odbywały się wielkie polowania i wspaniałe bale. To co Calixt stworzył, jego następca Gustav kontynuował. Były to złote czasy dla Sycowa. Do wolnego państwa dołączono wiele folwarków oraz kilka wsi. Większość zabytkowych budynków powstała właśnie podczas jego panowania.


Niestety życie osobiste księcia to było ciągłe pasmo nieszczęść. Najpierw umarł jego nowonarodzony syn, dwa dni później zmarła jego zaledwie dwudziestocztero letnia żona Adela. Na ich cześć książę kazał wybudować mauzoleum w parku pałacowym (obecnie parku miejskim, opiszę go innym razem). Dziewięć lat później w wieku trzynastu lat niespodziewanie zmarł jedyny syn Wilhelm. I to właśnie na jego cześć książę kazał zbudować kościół. Ostatecznie książę ożenił się ponownie, miał czworo dzieci z czego najstarsza córka w wieku dwunastu lat zabiła się spadając z konia. Strasznego miał pecha.


Oddany do użytku w 1902, ostatecznie kościół przestał funkcjonować po przejściu frontu pod koniec stycznia 1945. Powodów było kilka. Armia radziecka nie miała litości dla niczego, bowiem tu zaczynały się Niemcy. Po wojnie okolice były mocno wyludnione, zwłaszcza z Niemców którzy byli ewangelikami. Syców jako punkt oporu był bardzo mocno zdewastowany i nikomu nie zależało na wskrzeszeniu kościoła położonego kilka kilometrów dalej. Jednak takie budynki nigdy nie giną do końca.



Od upadku, pokolenia mieszkańców pokrywają ściany podpisami, koniecznie z datami. Wiele było tu ognisk i imprez. W każdą sobotę zjawiają się tutaj młode pary aby porobić kilka zdjęć. Nazywajcie to wandalizmem, profanacją czy jak tam tylko chcecie. Dla mnie to drugie życie tego budynku jest absolutnie piękne, bowiem jest to kawałek historii którego nie zastąpi żaden papier ze starą pieczątką. Podpisy, hasła (uwielbiam „Nie ufaj rodzicom, zrób się sam!”) czy wyznania miłosne naniesione na ściany każdą możliwą techniką niczym nie ustępują malunkom ściennym naszych dalekich przodków.



Uwaga. W Internecie znalazłem wiele błędnych informacji. W jednym z filmów na Youtube, na wstępie ktoś napisał, że zwieńczenie wieży było platynowe (pewnie usłyszał „patyna” i poleciał ze swoją niewiedzą), oczywiście zwieńczenie było miedziane.


Drugim kłamstwem, które nawet kiedyś było na wikipedii było opisanie, że dzięki pożarowi i wandalom zawalił się szczyt wieży. Kłamstwo na kłamstwie. Wieża runęła sama, podczas potężnej wichury w 2005, następnego dnia wielkiej miedzianej kuli już nie było (wtedy nawet szczyt wieży kościelnej w Sycowie się wygiął jak kawałek drutu, a całe połacie lasu leżały połamane). A plotki o pożarze wzięły się z faktu, że jakiś miesiąc później świętująca początek wakacji młodzież robiła w środku ognisko i wrzucała całe potężne belki do ognia… aż całe towarzystwo w końcu uspokoiła policja. Chociaż może już za dużo napisałem :>


Pozdrawiam.