piątek, 4 września 2015

Małe rzeczy, wielka strata.


                Któregoś dnia uświadomiłem sobie, że przebywając już tyle czasu w dzikiej przyrodzie i szeroko rozumianej wsi przestałem zachwycać się tymi małymi, nieuchwytnymi zdarzeniami które na początku tak mnie zauroczyły. Są to rzeczy, które „mieszczucha” zachwycają, bo nie widział ich nigdy… a dla mnie są może nie codziennością, ale widziałem je już dziesiątki albo setki razy i przez to ich urok nieco przygasł.


                Klangor żurawi budzący o wschodzie słońca. Podejście do sarny na dziesięć metrów. Znalezienie kolejnego śladu żerowania drapieżnika. Gonitwy wiewiórek na drzewie. Droga mleczna widoczna nocą. Podniebne tańce ptaków drapieżnych. Tumany kurzu o zachodzie słońca wzbijane przez maszyny rolnicze. Dokarmianie młodych ptaków przez ich rodziców. Tak można ciągnąć całą ogromną listę...



Nie da się ukryć – bogactwo przyrody rozpuściło mnie i to się mści na zdjęciach. Coraz rzadziej podnoszę aparat to takich ujęć. Nawet nie zrobiłem w tym roku jednego zdjęcia wiewiórki, chociaż od tygodni podkradają mi orzechy parę metrów od drzwi wejściowych. Muszę się za nie zabrać w końcu.


Ale mamy już wrzesień. Po okresie wychowywania młodych, pierzenia i chwili odpoczynku ptaki zabierają się za wędrówki, a młode „nieobyte” jeszcze w świecie stanowią (niewiele, ale jednak) łatwiejszy łup dla obiektywu.


Wędrówki to także zwiększona szansa na spotkanie rzadszych gatunków. Jako zdjęcie dokumentacyjne daje wam rybołowa, ptaka w Polsce o wiele, wiele (około 20 razy licząc pary gniazdowe, jeszcze więcej licząc na sztuki!) rzadszego niż bielik.


Trafiły się też czarne bociany – szczęśliwa siódemka. Wielka szkoda, że warunki były katastrofalne.


Jesień idzie wielkimi krokami. A na koniec moja prywatna sarna złapana na gorącym uczynku - podżerała mi dynie ;)


Pozdrawiam.

8 komentarzy:

  1. To co dla jednego jest codziennością dla innych może być ciekawe. Nie wszyscy mieszkają w buszu :)
    Pozdrawiam serdecznie, miłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  2. A może "coś" w tobie gaśnie,że te codzienne widoki nie są tak ekscytujące?Dla mnie każde spotkanie nawet z tymi pospoliciakami jest czymś wyjątkowym choćby nie wiem ile razy je oglądała,fotografowała to nigdy nie jest tak samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno w jakiejś części części - ale to raczej efekt przyzwyczajania się do codzienności. Po części wynika to też z tego, że już poluję na te "świetne" ujęcia - bo nie zadowalam się już tak jak kiedyś ujęciami "średnimi". Wystarczy zobaczyć początki bloga - skok jest niezaprzeczalny. Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Ciekawy blog, świetne zdjęcia;) Co do tych zachwytów... cóż.. czasem codzienność pochłania nas tak bardzo, że przestajemy dostrzegać piękno, które nas otacza. Życie.
    Jako niemalże weteranka blogosfery;) życzę powodzenia w blogowaniu;) Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne, pełne swoistego klimatu zdjęcia. Masz rację. Z czasem przestajemy się zachwycać tym, co mamy na co dzień. Widok z mojego okna niejednego by zauroczył, a ja mam to i już.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za piękne obrazki,przyjemność dla oka i duszy ;)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja ciągle tęsknię do tych lat, kiedy las był za progiem. Czy może to zobojętnieć? mam swój mały las w dużym ogrodzie i jakoś ciągle chce mi się, chociaż rzeczywiście już nie robię tylu zdjęć co kiedyś.
    Masz osobistą sarnę, co wyżera Ci dynie? Mnie paskudnik zająć też wyżarł małą dynię, ale nie mam ochoty nazywać go osobistym. Chciałbym, żeby wyniósł się z ogrodu, bo jego miejsce jest w polach. Całkiem po prostu boję się, że przelezie do ogrodu siostry i tam go zamęczą dwa wredne psy.
    Ten rybołów jest piękny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale te zdjęcia są bardzo ładne i ciekawe !!!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń